Jarosław - miasto położone w południowo - wschodniej części Polski w obrębie Podgórza Rzeszowskiego.
Miasto pełne historii, uroczych kamieniczek, podwórek, kościołów i tajemniczych podziemi. Urodziłam się tu i w tym mieście ukończyłam Liceum Sztuk Plastycznych, a przy okazji Szkołę Muzyczną I stopnia w klasie fortepianu. Stara bożnica żydowska, tajemniczy ogród towarzyszyły mi przez pięć licealnych lat.
Po maturze praca w Szpitalu Psychiatrycznym. Surrealistyczne malarstwo chorych jak i abstrakcyjna poezja dała mi dużo do myślenia.
Rodzinny Jarosław, miasto renesansu było architektonicznie pełne kontrastu z gotyckim Toruniem w którym podjęłam dalszą edukację. Część Uniwersytetu Mikołaja Kopernika - neogotycki gmach był usytuowany obok więzienia jak i gotyckiego kościoła Marii Panny - kościoła z moich snów.
W 1977 roku ukończyłam Wydział Sztuk Pięknych przy UMK w Toruniu i w tenże sposób zostałam magistrem sztuki w zakresie malarstwa i pedagogiki artystycznej.
W Toruniu w Studenckiej Spółdzielni “Małgosia”, zaczęłam nieśmiało projektować wnętrza. Pierwsze malarskie indywidualne wystawy odbyły się w Inowrocławiu w 1976 i 1977 roku. Po ukończeniu studiów zamieszkałam w Gliwicach i tu nastąpiło realne aczkolwiek pełne złudzeń stąpanie po ziemi.
Gliwice to miasto nauki, techniki, z rynkiem, zamkiem i zielenią. Jednak jak cały Śląsk czarno-szary, brudny ale bogaty. Domy czarno-szare jak również moje ówczesne myśli.
Pierwsza praca w Kopalni Gliwice, niczym nocny koszmar i szok dla młodej głowy. Nie dawałam się zniżyć do mentalnego poziomu górników przez dwa lata. Następna praca - kopalnia “Makoszowa” w Zabrzu. Też kopalnia, ale ludzie jacyś inni. Też brud, niecenzuralne słownictwo, ale z dodatkiem oranżu i błękitu. Inne miasta Śląska to kamienice pełne secesji i pękające w szwach targi staroci, ale co najważniejsze to to, że blisko jest Kraków.
Wcześniej jednak chciałam “wyprać” cały Śląsk. Plansze, scenografie okazjonalnych uroczystości, formy przestrzenne a przede wszystkim projektowanie wnętrz - kawiarni, restauracji, domów wypoczynkowych - to różne inwestycje tamtych czasów. Jednym słowem intensywna i różnorodna praca plastyka, który chce nadać kolorów tej ziemi.
Potem własna Agencja reklamowa. Nieskończona ilość znaków graficznych. Niektóre do dzisiaj żyją, większość odeszła w siną dal wraz z upadłością właścicieli. Foldery, zrealizowane prywatne wnętrza, stoiska targowe w Poznaniu i Katowicach. Gazety też pisały o malowanych antenach satelitarnych. Brałam również udział w wystawach krajowych malarstwa sztalugowego i pasteli. Twórcza i rozległa praca plastyka. Cenię sobie pół roku pracy w lokalnej gazecie “Nowiny Gliwickie”, jako redaktor rewersu tejże gazety - było to miłe i wszechstronne doświadczenie. Jako redaktor techniczny i artystyczny stworzyłam album “Ludzi Wielkiego Serca” o ludziach odznaczonych “Orderem Uśmiechu”. Po dziesięciu latach pracy w Rodzinnej Fundacji w Katowicach przyszedł czas na realizację moich pomysłów. Parawany. Właśnie w trakcie projektowania wnętrz narodził się ten pomysł - wcale nie nowatorski - przysłonięcia, rozbudowania, czy przedzielenia przestrzeni. Pochodzi z Chin. W XV wieku ukazał się we Francji.
W innych krajach Europy w XVIII wieku rozpowszechnił się jako ważny sprzęt w buduarach. Żył w mojej wyobraźni przez wiele lat. Realnych kształtów zaczął nabierać od trzech lat. Parawan we wnętrzu może być pogotowiem ratunkowym dla bałaganu, lustrem czy kwietnikiem, obrazem
lub kaprysem dekoracyjnym. W pokoju dziennym może być elementem o stu skrytkach lub tablicą poglądową w pokoju młodzieżowym. Może mieszkać w kawiarni, sklepie lub w salonie fryzjerskim. Zapomniany mebelek, który w ascetycznej formie żyje najczęściej w gabinetach lekarskich.
Jeżeli się znudzi lub nie jest już potrzebny składamy i chowamy go za szafę. Na moich parawanach często główną rolę gra córka.
Mam nadzieję, że wraz z powiewem secesji - sztuki przełomu wieku, rozgości się może i mój parawan w naszych wnętrzach, naszego przełomu wieku.
Marta Prewysz - Kwinto
|