XXV SOLIDARNOŚCI

Gdy wybuchła Solidarność był małym chłopcem
ojca wypuścili po 15 miesiącach internowania, dostali paszporty i całą rodziną wyjechali na Zachód
najpierw do Niemiec później do Ameryki,
ona miała spełnić ich wielkie oczekiwania,
miała być ich wielką nadzieją na lepsze życie,
od dziecka marzył o wielkich czynach,
Ameryka dała im nie tylko jedzenie,
ale możliwość realizowania marzeń
o ojczyźnie, która w jego snach była silna
wolna z wielką armią i flotą, którą rządzą ludzie
mądrzy, cieszący się wielkim szacunkiem
wśród rodaków w kraju i na emigracji
śniła mu się mocna Polska z pełnym
skarbcem, w której mieszkają ludzie
uczciwi i pracowici, uśmiechnięci i szczęśliwi.
Był małym chłopcem gdy zabrano go z ojczyzny,
myślał o niej jak o największej świętości
do której należy się modlić na kolanach,
z czasem ledwie ją pamiętał, jawiła się niczym
mityczne zwierzę z bajek czytanych przez mamę,
ojciec umierał codziennie ze słowami na ustach
ojczyzna, Polska, muszę do niej powrócić,
nie zdążył umarł po kilku latach ciężkiej
nisko płatnej pracy w Chicago.
Teraz,
minęło 25 lat od powstania Solidarności
chłopiec stał się mężczyzną, ożenił się z Amerykanką,
po polsku prawie nie mówi, o powrocie od ojczyzny
nie myśli. Ameryka dużo daje, obiecuje, ale też
zabiera, żona wie, że mąż jest Polakiem,
ale gdzie jest Polska tego już nie wie.
On swoje największe świętości nosi w swoim sercu,
o Polsce myśli z dumą, o ludziach dzielnych i pracowitych
a słowo Solidarność rozświetla mu twarz, uśmiecha się.
Solidarność, gdy o niej myśli zaraz staje mu przed oczami
ojciec: wyszedł z więzienia, nie ogolony, wpadł do mieszkania
jak burza, bierze go na ręce, mocno przytula do serca mówi:
teraz zwycięstwo na nas czeka
musimy być na nie przygotowani....


Adam Lizakowski Chicago, 1 sierpnia / 2005
Chicago, lipiec/ 2005