Obłoki

Czasem śni mi się kalifornijskie niebo wiszące
nad Zatoka San Francisco niczym wielka kurtyna teatralna
teatrem wydała mi się Kalifornia,
China Town, dzielnica Mission w tęczę kolorów wymalowana,
tańcem Indian przybylych z Arizony pod Civic Center
w San Francisco. Młodzi szczupli indianscy
chłopcy przebierają nogami, szurają
nie chce im się dzisiaj tańczyć dla turystow
tacy mili, ucywilizowani, ze zdunieniem
patrzę na nich, nie tak ich sobie wyobrażałem
gdy byłem małym chłopcem, uprzejmość ich mnie denerwuje,
jedynie starsi mają groźnie miny, garbate nosy
chropowate twarze, wąskie ostre usta
niczym kamienne tomahawki, ile w nich piękna i dzikości.
Piękne kalifornijskie obłoki, piękne jak tylko może być prawda,
albo kalifornijska dziewczyna na plaży
wstyd mi, że nic nie mogę wam podarować
nie mam wiele, mieszkam w Chicago,
ale sny o was sprawiają mi przyjemność
nawet wiatr znad oceanu rozumie
niczym dobry pasterz pilnujący swojej trzody, goniąc was
marszczy twarz wielkiej wody przegania z miejsca na miejsce;
kalifornijskie obłoki, siostry moje żeglujace po niebie
gdybyście znały cenę jaką musiałem zapłacić
aby móc was oglądać, tak łatwo nie dałybyście się przeganiać
wiatrom z miejsca na miejsce.