Preria
Karolowi Majowi, wierny czytelnik

Preria chłopięcych marzeń, bizonów i Indian na koniach
nad nią chmury rozpięte niczym suszące się skórki lisów na wietrze,
ocean trawy, wiatr porwisty, śpiewający czułe pieśni
tych co odeszli, których dusze unoszą się nad prerią
jaki on jest wraźliwy na słowa, tony, śpiew
żadnych murów ani cegieł, okien ani drzwi
ani łusek zboża, tupot końskich kopyt,
płacz dziecka, świst wiatru i cisza
czyli wszystko na swoim miejscu.
Preria w twoim sercu niczym indiańska strzała
w zachodnią cywilizację nosisz ją od dłuższego czasu
i tak jest ci dobrze, przywykłeś
świat jońskich kolumn, żydowskich ksiąg
pozbawiony marnurowych posadzek nie liczy się
siostrą jest ci trawa szczypana przez konia
bratem orzeł goniący królika
bogiem światło dnia, bo bóg jest jasnością.

Preria wzywa cię wielką przestrzenią samotności,
dziecięcym pragnień, kogoś, kto ją sobie wymarzył,
dawno temu, zanim postawił na niej stopę, abyś
uświadomił sobie, że nikt, tylko ty jesteś prerii śpiewem wiatru
samotną, piękną, dziką prerią jesteś
pod wielkim szklanym namiotem nieba gwiaździstego
gdy to zrozumiałeś niczym innym nie pragnąłeś być
tylko preria z twarzą skierowaną w górę
trzydziestoparoletni zdrów jak bizon
silny jak emigrant z wiarą większą niż pierwotna
energia uśpiona w korzeniach trawy samosiejki.